Ulubione “placuchy” naszych dzieci
5 maja 2019
Jest kilka rzeczy, które zawsze mam w lodówce masło, biały ser, kefir i jajka… tego nie może zabraknąć. Między innymi dlatego, że nasze dzieci uwielbiają „placuchy” i my z resztą też … Na blogu jest już kilka przepisów na różne placuszki, ale te są absolutnie najlepsze. Dokładnie ten przepis odtwarzamy średnio raz w tygodniu- na śniadanie, na podwieczorek, na obiad i na kolację- kiedy nasze chłopaki mówią „Mamo zrobisz placuchy?”, to już wiem, że się nie wywinę. To w zasadzie modyfikacja TEGO przepisu , którą opatentował kiedyś mój mąż, kiedy zabrakło w nam mleka zastąpił go kefirem i zamiast sody użył proszku do pieczenia i to był strzał w dziesiątkę! Kiedy wróciłam z pracy czekały na mnie najpyszniejsze placuszki na świecie…Może dlatego, że zrobione od serca i jeszcze ciepłe, a może dlatego, że są po prostu wspaniałe i takie delikatne <3. Przez te właśnie placuchy-bo tak nazywają je nasze chłopaki prawie nigdy nie robię naleśników, bo kiedy mamy ochotę na słodki obiad wybieramy placuszki. To jeden z tych przepisów, które możecie „sprzedać” swoim mężom, żeby mieli w go swoim repertuale, na wypadek gdyby chcieli przygotować Wam śniadanie do łóżka 😉 lub gdy zostają sami z dziećmi w domu 😊. Wszystkie składniki wrzucamy do wysokiego naczynia, następnie blendujemy i smażymy- nie ma opcji, żeby coś poszło nie tak :). Serdecznie polecam.
Składniki na około 18 placuszków:
250 g półtłustego twarogu (typu klinek)
1/2 szklanki kefiru
2 jajka
opakowanie cukru wanilinowego
3 łyżki cukru
szczypta soli
140 g mąki (prawie pełna szklanka)
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
olej do smażenia
Wszystkie składniki umieścić w wysokim naczyniu, zblendować całość na gładką masę. Na patelni rozgrzać odrobinę oleju i smażyć placuszki na złoty kolor (1 łyżka masy=1 placuszek).
Smażymy na średnim ogniu- u mnie na indukcji 5.
Ja lubię dodać odrobinkę masła pod koniec smażenia każdej partii- dzięki temu placuszki są jeszcze pyszniejsze, ale trzeba dwa razy podczas smażenia wyczyścić patelnię ręcznikiem papierowym, bo masło lubi się przypalać.
Pewnie macie już dość tych wszystkich kwiatków na moim blogu, ale naprawdę nie potrafię się oprzeć… Tak bardzo cieszę się z konwalii, ukochanych kwitnących jabłoni i tych maleńkich niebieskich polnych kwiatuszków… z każdego spaceru muszę sobie coś przynieść do domu <3 Wiele zapachów kojarzy mi się z dzieciństwem…Moja babcia miała kiedyś dużo kwiatów w ogródku, między innymi mnóstwo konwalii, których zapach dosłownie przenosi mnie w przeszłość. Zbierałam te maleńkie bukieciki i przynosiłam do swojego pokoju…wtedy nie miałam pojęcia, że tak powstają przyszłe „dobre wspomnienia”, które dziś przywołuję podświadomie, kiedy czuję zapach konwalii… Podobnie miałam z zapachem fioletowego bzu lilaka … Choć długo nie mogłam sobie przypomnieć dlaczego kiedy czuję ten zapach to czuję się taka wolna i szczęśliwa to dziś już wiem… Taki krzak rósł w ogrodzie mojej cioci „za płotem” tuż przy huśtawce…i to nie byle jakiej, ręcznie robionej, na której można było się huśtać na stojąco, tylko trzeba było uważać żeby nie „przekręcić się dookoła ” 😉.
* * *
Dodaj komentarz
Cudowna strona
Dziękuję <3