OSTATNIO DODANE

WSZYSTKIE WPISY

Babeczki śmietankowo-malinowe

4 kwietnia 2019


 

Dawno nie dodawałam przepisu na babeczki, ale myślę, że na ten przepis warto było czekać... Jeśli znacie i lubicie robić moje kultowe babeczki śmietankowo-karmelowe, to z łatwością zrobicie te z dzisiejszego przepisu- w smaku zasadniczo się różnią, ale sposób wykonania jest podobny. Lekkie biszkoptowe spody obficie nadziane malinową pianką, odrobina bitej śmietany z wierzchu i dekoracja z liofilizowanych malin <3 to ukłon w stronę osób, które nie przepadają za zbyt słodkimi wypiekami, a raczej preferują rześkie lekko kwaśne desery.  Serdecznie polecam <3.

Ps. Podaję przepis na 24 średnie babeczki, w sam raz na przyjęcie dla kilkunastu osób. Jeżeli nie posiadacie dwóch foremek do pieczenia babeczek (2x12), przepis na biszkopt należy podzielić na pół i piec babeczki w dwóch partiach, bo ciasto biszkoptowe nie może zbyt długo czekać na pieczenie.

 

 

Składniki na 24 średnie babeczki:

6 jajek

200 g cukru

2 łyżeczki cukru wanilinowego

150 g mąki pszennej np. tortowej

60 g mąki ziemniaczanej

na nadzienie:

250 ml dobrze schłodzonej śmietanki kremówki 30%

200 g mrożonych malin

1 malinowa galaretka

175 ml wrzątku

na wierzch:

250 g mascarpone (schłodzone)

500 ml śmietanki kremówki 30 % (schłodzonej)

1 łyżeczka cukru wanilinowego

2 łyżeczki cukru pudru (lub troszkę więcej)

Do dekoracji świeże lub liofilizowane maliny

 

Piekarnik rozgrzać do 165 ºC. Białka bardzo starannie oddzielić od żółtek. Dodać do białek szczyptę soli i ubić mikserem na sztywną pianę (nie dłużej-żeby nie „przebić” piany). Stopniowo dodawać cukier i cukier wanilinowy cały czas ubijając. Dodać żółtka i dalej ubijać. Na koniec do piany przesiać przez sitko mąkę i wyłączonym mikserem lub szpatułką wmieszać delikatnie mąkę w masę.

Dwie formy do muffinek wyłożyć papilotkami i rozdzielić do nich masę, tak by papilotki były wypełnione  ponad połowę ich wysokości. Ja przekładam masę biszkoptową do dużego rękawa cukierniczego z odciętym rogiem i tak napełniam babeczki. Piec wszystkie babeczki jednocześnie na dwóch poziomach piekarnika (z termoobiegiem) przez około 15 minut (do suchego patyczka– nie dłużej, żeby nie przesuszyć babeczek. Wystudzić w temperaturze pokojowej.

Zrobić wgłębienia w wystudzonych babeczkach- nie za duże i nie za małe 😉 Ja „wyrywam”  środki babeczek za pomocą szczypców do lodu.

Przygotować nadzienie truskawkowe.

Zagotować wodę, odmierzyć  175 ml. Dokładnie rozpuścić galaretkę w podanej ilości wrzątku. Ubić schłodzoną śmietanę „na sztywno”- uważając, żeby jej nie przebić.

W dużej misce umieścić zamrożone maliny, zalać gorącą galaretką i zblendować całość od razu- powinna powstać malinowa  puszysta pianka.

Wlewać strumieniem piankę do bitej śmietany i miksować na wolnych obrtach.

Szybko przełożyć masę do przygotowanego wcześniej jednorazowego rękawa cukierniczego z odciętą końcówką i nadziewać wydrążone babeczki. Można też nakładać nadzienie z pomocą dwóch małych łyżeczek.

W misie miksera umieścić mascarpone oraz bardzo zimną śmietankę, miksować najpierw na wolnych obrotach, następnie na coraz szybszych, aż do uzyskania dość gęstego kremu. Przełożyć całość do rękawa cukierniczego z ozdobną końcówką i udekorować babeczki.

Z wierzchu udekorować malinami- w sezonie świeżymi, a poza sezonem liofilizowanymi. Przechowywać w lodówce w zamykanym pojemniku na ciasto.

 

 

 

 

* * *

 

 

Zobacz cały wpis >

Pączusie w kształcie serc nadziewane konfiturą owocowo-różaną

15 lutego 2019


 

 

Walentynki obchodziliśmy w tym roku na bogato… w sensie bardzo kalorycznie 😉 bo oprócz białych trufli zrobiłam pączusie, które ponadziewałam pyszną konfiturą owocowo-różaną. W związku z tym, że w zeszłym roku nie przygotowałam domowej konfitury różanej, bo róża damasceńska, z której rwałam obficie kwiaty, została niestety wycięta i jeszcze nie znalazłam dla niej zastępstwa musiałam przygotować na szybko jakiś dobry zamiennik różanego nadzienia do pączków. Niskosłodzoną konfiturę wiśniową zblendowałam z pokruszonymi liofilizowanymi malinami, które zostały mi po truflach oraz z pokruszonymi pączkami suszonych róż (wyłowiłam je z mojej herbatki kwiatowo-owocowej, o której kiedyś Wam opowiem). W ten sposób powstało nadzienie do moich pączusiów. Jeśli chodzi o przepis na ciasto drożdżowe to skorzystałam z mojej sprawdzonej receptury, która jest już na blogu, ale uczciwie muszę przyznać, że o wiele mniej pracy jest przy zwykłych okrągłych  pączkach, bo wcale nie tak łatwo wyciąć zgrabne serca z tak delikatnego ciasta… <3 Mimo to, nie żałuję włożonej pracy, bo efekt był zadowalający ;). Domowe pączki to kolejna słodycz, do której mam słabość, ale smażę je nie częściej niż  dwa-trzy  razy w roku.  Natomiast ciepłe pączki zdarza mi się jeść całkiem często, bo ilekroć przechodzę przez ulicę 11 Listopada w Bielsku-Białej wstępuję do „Tradycyjnej Pączkarni” na ciepłego pączka z wiśnią i lukrem -są to najporządniej nadziane pączki z jakimi się spotkałam <3.

 

 

 

Składniki na około 30 serc :

1/2 kg mąki 

1 szklanka mleka

1/4  szklanki cukru

1 opakowanie cukru wanilinowego

1/3 łyżeczki soli

25 g drożdży

2 całe jajka + 2 żółtka (roztrzepane razem w miseczce)

1 łyżka spirytusu (ew. 2 łyżeczki octu)

1/4 szklanki oleju

do smażenia:  olej rzepakowy lub smalec

do nadziewania: ulubiona konfitura  

na lukier: szklanka cukru pudru+ trzy łyżki wrzątku

 

 

Do miski przesiać mąkę. W rondelku podgrzać lekko mleko. Dodać cukier, cukier wanilinowy oraz sól, mieszać, aż mieszanka się rozpuści. (Mieszanka ma być letnia jak kąpiel dla niemowlaka ;). 

Drożdże rozkruszyć do małej miseczki i zalać 1 łyżką letniej mieszanki. Rozetrzeć drożdże łyżeczką, aż staną się płynne. Wlać wszystko do miski z mąką, wlać roztrzepane jajka  i spirytus. Wyrabiać ciasto, następnie wlać olej i dalej wyrabiać, aż ciasto będzie odchodzić od brzegów miski i dłoni. 

Przykryć ściereczką miskę z zarobionym ciastem i odstawić do wstępnego wyrośnięcia na 30 minut. Po tym czasie ponownie zarobić cisto i odstawić na kolejną godzinę. (Powinno podwoić objętość).

Wyjąć ciasto z miski na oprószony mąką blat, rozpłaszczyć, uformować wałek i odcinać kawałki ciasta. Wałkować je na grubość 0,5-1 cm i wycinać serca foremką do ciastek i układać je na blacie oprószonym mąką. Odstawić do wyrośnięcia na około 30-35 minut. Powinny się delikatnie  „napuszyć”, ale nie przerosnąć.

Rozgrzać olej- ja smażę na głębokiej patelni. Dobra temperatura oleju to podstawa udanych, dobrze wypieczonych pączków. Rozgrzewam na dużej mocy palnika, wrzucam kawałek ciasta na próbę- powinien  szybko wypływać na wierzch, ale powoli się rumienić-gdy tak się dzieje to znak, że temperatura jest ok. Wtedy zmniejszam  moc palnika i wrzucam po 4-5 pączków  „górą do dołu” – smażę. Pączki obracam tylko raz, należy cały czas obserwować czy się już zarumieniły z dołu, następnie odwrócić. Usmażone odkładać na kratkę cukierniczą lub papierowe ręczniki, nadziewać i lukrować.

Nadziewanie pączków:  najwygodniej rękawem cukierniczym z tylką do nadziewania lub szprycą. Najlepiej nadziewać jeszcze gorące pączki.

Rada: Najlepiej smażyć na średniej mocy palnika, na płycie indukcyjnej rozgrzewam na 8, gdy olej ma już dobrą temp. zmniejszam na 4-5 i tak smażę do końca wszystkie pączki- powinny smażyć się powili, by ładnie się zarumieniły i wypiekły w środku. Powinny swobodnie ”pływać ” w tłuszczu. Przy większych pączkach zaraz po wrzuceniu ich na tłuszcz można na moment podnieść temperaturę, ale cały czas ją kontrolować.

 

* * *

 

 

 

 

Zobacz cały wpis >

Białe trufle w pudrze malinowym

14 lutego 2019


 

Moja ulubiona czekolada to… biała czekolada <3 Wiem, że dla niektórych jest to profanacja prawdziwej czekolady, ale ja mam do niej wielką słabość i potrafię zjeść tabliczkę na jednym posiedzeniu ;). Kiedyś zobaczyłam podobne trufle na Instagramie, ale bez przepisu…Metodą prób i błędów udało mi się stworzyć recepturę doskonałą <3.  Uwielbiamy białe pralinki Lindt, a te są według mojego męża lepsze, bo malinowa otoczka dodaje kwintesencji i przełamuje słodycz. Przygotowanie takich pralinek jest dziecinnie proste, wystarczy rozpuścić białą czekoladę nad parą wodną, połączyć ją z mascarpone i łyżką oleju kokosowego (na etapie miksowania masa smakuje jak nadzienie z Raffaello ;D ).  Pralinki nie są tanie w przygotowaniu ze względu na liofilizowane maliny, ale myślę, że warto ich skosztować jeśli tak jak ja lubicie białą czekoladę <3

 

 

 

Składniki na 12 pralinek:

200 g białej czekolady

100 g mascarpone

1 łyżka oleju kokosowego nierafinowanego

20 g liofilizowanych malin

*można dodać 1 łyżkę likieru malinowego lub wódki na etapie miksowania

 

Czekoladę połamać, wsypać do miski razem z łyżką nierafinowanego oleju kokosowego, a miskę umieścić na garnku z delikatnie gotującą się wodą.

Biała czekolada nie lubi zbyt wysokiej temperatury, dlatego ważne jest żeby jej nie przegrzać, bo wówczas może się zważyć. Ja umieszczam w misce razem z czekoladą małą metalową rózgę kuchenną, która również się ogrzewa i łatwiej jest mieszać płynną czekoladę. Gdy tylko czekolada osiągnie jednolitą gładką konsystencję, należy przestać ją ogrzewać.

W niedużym naczyniu miksować przez chwilkę mascarpone i stopniowo wlewać płynną czekoadę. Miksować całość od połączenia. Przełożyć masę  do małego pojemnika z pokrywką i umieść w lodówce do czasu kiedy masa stwardnieje tak by dał się formować pralinki.

Ja jestem niecierpliwa więc włożyłam pojemnik z masą truflową do zamrażarki.

Liofilizowane maliny umieścić w pojemniku malaksera i zblendować na pył (można też przetrzeć je przez sitko.  Z dość twardej masy truflowej formować pralinki (ja pomagam sobie łyżką do melona) i obtaczać je w malinowym pudrze. Zjadać od razu lub schłodzić w szczelnym pojemniku.

* * *

 

 

 

 

 

* * *

Zobacz cały wpis >

Profiterolki w polewie czekoladowej z liofilizowanymi malinami

27 stycznia 2019


 

 

Profiterolki w takim wydaniu jadłam po raz pierwszy w naszej ostatnio ulubionej bielskiej restauracji Gallo Nero . Kiedy  skosztowałam tego deseru wiedziałam, że muszę odtworzyć ten przepis na blogu.

Bardzo spodobał mi  się pomysł wykorzystania do dekoracji i urozmaicenia smakowanego liofilizowanych malin. Liofilizacja to metoda suszenia owoców (lub innych produktów spożywczych) w taki sposób by były kruchutkie i chrupiące. Owoce zostają najpierw zamrożone metodą szokową, następnie zostaje odparowana z nich woda, w taki sposób , że lód zamienia się bezpośrednio w parę wodną (z pominięciem stanu ciekłego). Takie maliny są naprawdę smaczne i mają bardzo skoncentrowany smak, dlatego już niewielki ich dodatek bardzo wzbogaca  deser.

Ja kupuję liofilizowane owoce w moim ukochanym sklepie herbacianym, nie są zbyt tanie, ale zdecydowanie warto mieć je w swoich szafkach kuchennych, należy je przechowywać w szczelnym pojemniku, a deser dekorować przed samym podaniem, bo pod wpływem wilgoci przestają być kruchutkie, a stają się „gumowe”-ale nadal są bardzo pyszne.  

Profiterolki czyli maleńkie ptysie wypełniłam tym razem prostym kremem śmietankowo-waniliowym. Jeśli macie ochotę, to do polewy możecie dodać odrobinę alkoholu, ja tym razem się nie skusiłam.

Dzisiejszy przepis przygotowałam dla Was z myślą o zbliżających się Walentynkach, ale możecie go wykorzystać nie tylko przy okazji romantycznych kolacji we dwoje, ale również dla większej ilości gości. Tak podane profiterolki wyglądają bardzo efektownie, a naprawdę łatwo je zrobić.

 

 

Składniki na 25 profiterolek:

 

na ciasto parzone:

1/2 szklanki wody

50 g masła

podwójna szczypta soli

1/2 szklanki mąki pszennej, np. tortowej

2 duże jajka

pół łyżeczki proszku do pieczenia

na krem:

300 ml śmietanki kremówki 30%

250 g mascarpone

1 czubata łyżka cukru pudru

1 opakowanie cukru wanilinowego

na polewę:

200 ml śmietanki kremówki 30 %

1 tabliczka gorzkiej czekolady

1 czubata łyżka cukru pudru

*kieliszek likieru Baileys lub innego

 

 

W rondelku zagotować wodę, z masłem i solą. Na moment zdjąć z palnika wsypać mąkę i ucierać drewnianą pałką cukierniczą. Wrócić z garnkiem na średnio rozgrzany palnik i przez około 5 minut ucierać nieprzerwalnie masę, aż do momentu, gdy mąka się sparzy, a ciasto nabierze szklistego połysku. Zdjąć z palnika, przełożyć ciasto z garnka do miski i odstawić na 10 minut. Po tym czasie miksować masę aż będzie letnia i rozdrobni się na wiele małych kuleczek. Wbić jedno jajko, miksować tak długo, aż wchłonie się w ciasto, następnie wbić drugie jajko i ponownie miksować do połączenia.  Na koniec dodać proszek do pieczenia i jeszcze chwilę miksować. Piekarnik rozgrzać do 190-200 stopni C. Przełożyć ciasto do rękawa cukierniczego z odciętym rogiem lub z zamocowaną niedużą okrągłą tylką. Wyciskać na blachę wyłożoną papierem do pieczenia małe trzycentymetrowe porcje ciasta zachowując średnie odstępy.  Piec około 20-25 minut, aż do wyraźnego wypieczenia się profiterolek. Wystudzić na kratce i w razie konieczności przechowywać w otwartym pojemniku.

Przygotować krem- w naczyniu do ubijania umieścić śmietankę, mascarpone, i cukier wanilinowy ubijać na średnich obrotach miksera, następnie na większych, a gdy masa zgęstnieje dodać cukier puder i jeszcze chwilkę ubijać.

Wystudzone profiterolki nadziewać kremem używając szprycy lub worka cukierniczego ze specjalną tylką do nadziewania-to drobiazg, który warto kupić jeśli go nie macie. Profiterolki umieścić w dużym plastikowym pojemniku (jedną obok drugiej w jednej warstwie), następnie schłodzić w lodówce.

Przygotować polewę. W rondelku podgrzać śmietankę z cukrem pudrem, wyłączyć palnik. Wsypać połamaną czekoladę, tak by była zanurzona w gorącej śmietance, odstawić na dwie minuty. Po tym czasie (dodać alkohol jeśli używamy) wymieszać polewę rózgą kuchenną, aż będzie gładka i błyszcząca. Polewę wystudzić, a następnie zalać nią profiterolki. Pojemnik szczelnie zamknąć lub zabezpieczyć folią aluminiową. Podawać  na talerzykach posypane liofilizowanymi lub świeżymi malinami.

 

 * * *

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zobacz cały wpis >

Prażone jabłka z żurawiną i mascarpone


 

Za oknem mroźnie i prószy śnieg…zima trwa w najlepsze <3  To dla mnie czas, który pachnie cynamonem i goździkami, czas spokojnej muzyki i dobrych książek. Taki już jest rytm przyrody i ja to w pełni akceptuję i się z nim utożsamiam, choć muszę przyznać, że coraz częściej w głowie mi wiosna.

Zimą uwielbiam robić desery na ciepło, bardziej niż o każdej innej porze roku z oczywistych względów…Jest w tym jakaś magia, kiedy po powrocie z niedzielnego spaceru, rozpalamy ogień w kominku, zaparzamy kawę, a na patelni prażą się jabłka z cynamonem i mielonymi goździkami, które pachną tak pięknie.  To kolejny przepis, do którego wykorzystuję żurawinę, choć tu dodaję jej zaledwie odrobinę, ale dopełnia ona te zimowe smaki podobnie jak mój ulubiony miód akacjowy <3

 

 

Składniki na 2-4 porcje:

4 średnie jabłka (najlepiej soczyste i niezbyt słodkie)

2 łyżki masła

1-2 łyżki miodu akacjowego

garść świeżej lub mrożonej żurawiny

1 łyżeczka przyprawy do szarlotki lub mielonego cynamonu

szczypta mielonych goździków

kilka kropel soku z cytryny

można dodać skórkę startą z jednej pomarańczy

4 łyżki mascarpone

 

 

Jabłka obrać, pokroić w kostkę lub cienkie plastry i skropić delikatnie sokiem z cytryny. Na patelni roztopić masło dodać jabłka i prażyć przez kilka minut, dodać żurawinę, miód oraz przyprawy (skórkę pomarańczy jeśli mamy), zmniejszyć nieco moc palnika i prażyć całość jeszcze kilka chwil. Podawać na ciepło, na każdej porcji układając łódeczkę mascarpone oprószoną cynamonem. W razie konieczności dosłodzić płynnym miodem.

 

* * *

 

 

 

 

* * *

 

 

 

Zobacz cały wpis >

Jak zrobić perfekcyjne bezy i dlaczego warto…<3

10 grudnia 2018


 

Beza, to jeden z moich ulubionych wypieków- co widać na blogu :). Powiem szczerze, że nigdy nie miałam z nią problemu, ale wiem, że są osoby, które nie potrafią jej ujarzmić… Piana nie chce się ubić, bezy rozlewają się na blaszce lub nie są takie białe jak zakładałaś- zdarzyło Ci się mieć taki problem? Przeczytaj o moim sposobie na bezy 🙂  Zaktualizowałam dziś poradnik, który był na blogu od samego początku i znajdziecie go w poniżej w punktach.

Bezy uwielbiam robić m.in. ze względu na to, że można je pięknie zapakować i podarować komuś w prezencie np. zamiast kupionych czekoladek. Kochają je wszyscy w mojej rodzinie, a ja z przyjemnością je robię. Sama lubię mieć na blacie kuchennym słoik lub inne szklane naczynie wypełnione bezikami, bo to po prostu ładna ozdoba kuchni- choć przyznam, że to nietrwała i znikająca ozdoba ;). Bezy przydają się również do tego by w kilka chwil wyczarować z nich przepyszny deser-maliny (lub inne kwaśne owoce), do tego bita śmietana i bzy-to połączenie nigdy mi się nie znudzi.

Na poniższych zdjęciach możecie zobaczyć jak przykładowo można je zapakować. Zależało mi na tym by zdjęcia były baśniowe, cukierkowe i świąteczne za razem i chyba się udało. Umieściłam też wczoraj jedno ze zdjęć na moim INSTAGRAMIE i dziś dostałam wiadomość od jednej z Czytelniczek o takiej treści : „Ostatnie Pani zdjęcie, które mnie tak zachwyciło doskonale wpisuje się w klimat konkursu greenmorning.pl 🙂 Proszę spróbować :)”. Bloga Kingi Błaszczyk-Wójcickiej oczywiście znam….<3 Od lat marzę o kursie fotografii kulinarnej u Niej, żeby polepszyć jakości swoich zdjęć. Bloga poznałam  dzięki Werandzie Country, a tak prawdę mówiąc to Werandę kupiłam pierwszy raz bo spodobały mi się w niej zdjęcia autorstwa Kingi (i to nie jest lizusostwo tylko istotny fakt😉) było to jeszcze w momencie kiedy tylko marzyłam o własnej stronie, własnych zdjęciach i własnych przepisach. Od tego czasu prenumeruję magazyn, a los tak sprawił, że sama też mogłam tworzyć dla Werandy Country <3.  

Szybciutko sprawdziłam zasady konkursu i okazało się, że moje zdjęcia faktycznie fajnie pasują do wymogów konkursu, ale muszę się uwijać, żeby zdążyć się zgłosić, bo termin mija właśnie dziś. Możliwość wygrania świetnej nagrody jest jednak bardzo motywująca :), jeżeli jesteście ciekawi szczegółów odsyłam Was na greenmorning.pl

 

 

 

 

 

 

* * *

A teraz zapraszam Was do przeczytania o moim sposobie na udane bezy 😊

 

1. Żelazna zasada- dokładne oddzielenie białek od żółtek. Białka na etapie ubijania nie znoszą jakiegokolwiek tłuszczu, począwszy od tego zawartego w żółtkach. Również niedokładnie umyte naczynie w którym je ubijamy lub końcówki miksera z śladami tłuszczu (lub wody) mogą być przyczyną źle ubitej piany (najlepiej używać metalowej lub szklanej miski, zawsze dokładnie umytej, wysuszonej i zimnej). Jeżeli zdarzy się, że odrobina żółtka dostanie się do białek, nie ma co liczyć na to, że „może się uda” i beza się odpowiednio ubije. Czasami zdarza się tak, że 5 białek w misce jest perfekcyjnie oddzielonych od żółtek, a szóste jajko płata nam psikusa białko i wpada do miski razem z rozlanym żółtkiem i w takiej sytuacji lepiej zrobić jajecznicę ;). Ale żeby uniknąć takiej sytuacji najlepiej oddzielać każde białko z osobna do małej miseczki i gdy jest idealnie oddzielone wlać je do dużej misy.

2. Białka ubijam ze szczyptą soli do momentu uzyskania sztywnej konsystencji i ani chwili dłużej. Przebicie białek przed dodaniem cukru, to gwarancja nieudanej bezy (i niewyrośniętego biszkoptu również). Dobrze ubita piana jest sztywna ale ma gładką konsystencję, przebita podchodzi kropelkami wody i przypomina obłoczki. Lepiej ubijać białka kilka sekund za krótko, niż sekundę za długo.  Ostatecznie jeżeli dodamy cukier do przebitych białek, piana będzie się rozlewać i nie uda się nadać jej ładnego kształtu, a bezy nie będą chciały się wysuszyć.

3. Do białek wsypuję strużką cukier- zwykły biały cukier. Cukier jest najlepszym wskaźnikiem, by sprawdzić czy beza jest już dobrze ubita. Jeżeli beza jest sztywna, gęsta i błyszcząca,  a kryształki cukru niewidoczne i niewyczuwalne, to znak, że beza jest gotowa. Muszę przetestować jeszcze bezy na bazie cukru pudru, bo podobno zachowują swą chrupkość i nie chłoną wilgoci nawet w towarzystwie innych ciasteczek, ale póki co nie sprawdziłam więc nie mam zdania na ten temat ;).

4. Bezy to po prostu białka i cukier (+ szczypta soli). Jeżeli zależy mi, by były chrupiące i suche w środku oraz długo utrzymały świeżość pozostaję przy tych podstawowych składnikach. Do bezy typu „Pavlova” dodaję sok z cytryny i skrobię ziemniaczaną (mniej więcej po łyżeczce na 4 białka). Do bezów można dodać barwnik- dodaję go pod koniec ubijania.

5. Dobrze ubita beza jest bardzo plastyczna można nadać jej dowolny kształt używając do tego łyżki czy szpatułki albo rękawa cukierniczego z zamocowaną tylką.

6. Typowe klasyczne białe beziki (o średnicy 3-4 cm) pieczemy, a tak właściwie suszymy około 1,5 godziny w temperaturze 80-100 stopni C (używam termoobiegu). Im niższa temperatura, tym bezy są bielsze, ale jednocześnie czas pieczenia dłuższy. Im mniejsze beziki tym szybciej się suszą. Takie 1-2 cm maleństwa, będą gotowe już po 45 minutach. Dlatego jeżeli robimy bezy specjalnie do deseru, najlepiej robić jak najmniejsze beziki- są tak samo pyszne, najbardziej urocze ze wszystkich i „energooszczędne”- bo suszą się najszybciej. Beza typu Pavlova ma trochę inny sposób pieczenia- wtedy trzeba dokładnie trzymać się przepisu.

7. Dobrze ubita beza „nie może czekać”. Po ubiciu od razu należy nakładać ją do przygotowanego rękawa cukierniczego z zamocowaną tylką lub wykładać na przygotowaną blaszkę szpatułką lub łyżką. Piekarnik powinien być rozgrzany do odpowiedniej temperatury zanim umieścimy w nim blaszkę z bezami. Jeżeli używacie do ubijania zwykłego ręcznego miksera najlepiej przygotować wszystko przed rozpoczęciem ubijania. Blaszki wyłożyć papierem do pieczenia, w rękawie cukierniczym zamocować tylkę, a piekarnik włączyć pod koniec ubijania bezy. Jeżeli wszystko jest gotowe można zabierać się za resztę. Jeżeli ubija za Was mikser planetarny wszystko można przygotowywać w trakcie ubijania :. I jeszcze jedna wskazówka dla wszystkich, którzy używają robota planetarnego- niektóre marki nie zgarniają dokładnie piany z brzegów miski dlatego od czasu do czasu trzeba zgarnąć sylikonową szpatułką pianę z brzegów i dna miski.

8. Cały proces ubijania bezy powinien trwać około 8 minut w wypadku miksera planetarnego i nie dłużej niż 10 minut w wypadku zwykłego ręcznego miksera- nie ubijamy dłużej niż to konieczne.

9. Wyciskając bezę przez rękaw cukierniczy trzeba to robić sprawnie i szybko, bo beza może zacząć się rozpływać pod wpływem ciepła naszych rąk.

10. Jeżeli macie w szklance oddzielone białka i stoją jakiś czas w lodówce lub jeśli są zamrożone i nie pamiętacie z ilu jajek były wystarczy je zważyć. Jedno duże białko  waży 34-35 g. Ważenie może okazać się również pomocne jeżeli tak jak ja używacie jajek od „szczęśliwych kur” i każde z nich jest inne (niektóre od młodych kurek są zupełnie malutkie inne wielkie z dwoma żółtkami w środku).  Jeżeli jajka są duże i wszystkie podobnej wielkości- nie trzeba ważyć białek, wystarczy dobrze oddzielić je od żółtek.

11. Na każde białko przypada 50-70 g cukru. Nie ma to większego znaczenia jeśli chodzi o to czy beza się uda. Kiedyś byłam pewna, że ilość cukru ma znaczenie co do grama przy ubijaniu bezy. Dziś już wiem, że można ubić dobrą bezę dodając tylko 50 g cukru na jedno białko i przeważnie tyle dodaję. Im więcej cukru tym czas ubijania piany jest dłuższy, ale bezy są twardsze i bardziej chrupiące po upieczeniu. Podobno temperatura białek nie ma znaczenia, ale ja zwykle ubijam bezy na białkach „prosto z lodówki”.

12. Do bezów ze zdjęć użyłam następujących tylek :

Wilton 1M- zrobiłam nią m.in. różyczki

Wilton 6B

Wilton 22

Wilton 12

oraz największa tylka nieznanej firmy (ze sklepu z wyposażeniem do cukierni)- jest na niej tylko napis KOREA 18MM

Każda tylka daje nam minimum dwa rodzaje bezów- jeżeli wyciskamy bezika prostopadle do blaszki ma on zupełnie inny wygląd od tego, który jest wyciśnięty przez tą samą tylkę pod kątem np. 45o. Najlepiej samemu popróbować 😊

* * *

Warto od czasu do czasu upiec domowe bezy- przechowywane w szczelnym pojemniku  długo zachowują świeżość i przydają się do przygotowania szybkiego, pysznego deseru. Można je również wykorzystać do dekoracji tortów lub ciast, ale należy użyć ich na krótko przed podaniem-by nie straciły swojej chrupkości.

Przyznam, że długo nie miałam pojęcia jak bardzo niedobre są bezy kupione w sklepie, ale całkiem niedawno miałam okazję takich skosztować i to naprawdę jest niejadalne (miały mocny posmak proszku do pieczenia). Ponadto jestem prawie pewna, że są zrobione z najgorszej jakości jaj od „najbiedniejszych” kur, dlatego nigdy ich nie kupuję, a do deserów zawsze używam swoich pysznych i pachnących bezików – to nic trudnego, ale trzeba trzymać się tych podstawowych zasad, o których Wam napisałam :).

 

Tutaj przepisy na wszystkie bezy na stronie

 

 

Zobacz cały wpis >

Zimowe ciasto cytrusowe z makiem

4 grudnia 2018


 

To jest jedno z tych ciast, które robię przez okrągły rok nieznacznie zmieniając dodatki…  Dziś przedstawiam Wam wersję zimową- o smaku pomarańczy z niewielkim dodatkiem chrupiącego maku. Wygląda niepozornie i skromnie, ale wszyscy je uwielbiamy. Gorące ciasto nakłuwa się drewnianym patyczkiem i obficie nasącza się syropem pomarańczowo-cytrynowym, dzięki temu ciasto jest wilgotne (choć nie wygląda) i mocno cytrusowe. Do ciasta dodałam również skórkę startą z pomarańczy, a do syropu kilka kropel naturalnego ekstraktu z kwiatów pomarańćzy, który nadaje magicznego posmaku, ale nie jest dodatkiem niezbędnym. Byłam bardzo ciekawa jak smakują i pachną kwiaty pomarańczy, które są tajemniczym składnikiem wybitnych kucharzy, dlatego kiedy w moim ulubionym eko-sklepie pojawił się ten rarytas nie pytając o cenę z ekscytacją powiedziałam „Poproszę”.  Przepis na ciasto jest bardzo prosty, lubię podawać je jeszcze ciepłe z niewielkim dodatkiem bitej śmietany i podprażonymi płatkami migdałów, ale następnego dnia bez żadnych dodatków ciasto nadal smakuje pysznie-należy je tylko odpowiednio przechowywać żeby nie wysychało.

Ps. Jeżeli tak jak ja lubicie gotować, poznawać nowe smaki i czytać kulinarne opowieści  to polecam Wam książkę z poniższego zdjęcia o wdzięcznym tytule „Smak kwiatów pomarańćzy. Rozmowy o kuchni i kulturze”.

 

 

Składniki na ciasto:

175 g miękkiego masła

175 g drobnego cukru

3 duże jajka

skórka starta z cytryny

skórka starta z jednej pomarańczy

200 g mąki pszennej

1 i ½ łyżeczki proszku do pieczenia

2 łyżki suchego niebieskiego maku

2 łyżki mleka

+ łyżeczka naturalnego ekstraktu pomarańczowego (opcjonalnie)

 

na syrop:

sok z jednej dużej cytryny

sok z połówki dużej pomarańczy (lub z jednej małej)

100 g drobnego cukru

+pół łyżeczki ekstraktu z kwiatów pomarańczy (opcjonalnie)

do podania:

bita śmietana, prażone płatki migdałów

 

 

Piekarnik rozgrzać z do 175 stopni C. Miękkie masło utrzeć z cukrem na puszystą masę, następnie wbijać po jednym jajku. Dodać skórkę z cytryny i pomarańczy oraz ekstrakt pomarańczowy jeśli mamy. Mąkę wymieszać z proszkiem do pieczenia i przesiać do masy, zmiksować na wolnych obrotach. Dodać suchy mak oraz mleko i ostatecznie zmiksować. Dno tortownicy o średnicy 20-23 cm wyłożyć papierem do pieczenia, przełożyć masę do formy i wyrównać. Wstawić do piekarnika i piec do suchego patyczka- około 45-50 minut.

Pod koniec pieczenia ciasta przygotować syrop – wycisnąć sok z cytryny i z pomarańczy, następnie  wymieszać z cukrem i opcjonalnie z ekstraktem z kwiatów pomarańczy, delikatnie zamieszać. Cukier nie powinien się całkowicie rozpuścić, dzięki temu na powierzchni ciasta powstanie cieniutka skorupka.

Wypieczone, gorące ciasto ponakłuwać gęsto drewnianym patyczkiem  i polewać syropem tak by kolejne łyżki rozlewać po wchłonięciu poprzednich.  Podawać na ciepło z odrobiną bitej śmietany i prażonymi płatkami migdałów lub po wystudzeniu bez żadnych dodatków. Przechowywać w temperaturze pokojowej, pod szklanym kloszem lub w szczelnym pojemniku na ciasto.

 

 

 

 

 

 

Zobacz cały wpis >

Proste ciasto czekoladowo-piernikowe z gruszkami

28 listopada 2018


 

Tak już mam, że jeśli dysponuję zbyt dużą ilością czasu to ciężko mi się zmobilizować do wielu spraw, ale jeśli mam dużo rzeczy na głowie to nagle umiem wygospodarować czas i znaleźć motywację do realizowania pasji. I właśnie teraz brak czasu wyjątkowo zachęca mnie do tworzenia wpisów na bloga i do wielu innych rzeczy…  Taką już mam przekorną naturę… Ale to oznacza, że wpisy na blogu powinny pojawiać się regularnie :).  Dzisiejsze ciasto powstało na bazie przepisu, który wymyśliłam sobie kilka lat temu. Do prostego ciasta ucieranego dodałam gorzkie kakao oraz przyprawę do piernika, zatopiłam w nim maleńkie gruszki, a po upieczeniu polałam sosem czekoladowym. Jest to ten rodzaj ciasta, które podaję jeszcze ciepłe, zwykle z gałką lodów waniliowych- ale tym razem nikomu nie chciało się wybrać do sklepu więc zjedliśmy je bez lodów. Pierwszy raz zrobiłam je kiedyś na swoje urodziny zamiast tortu, upiekłam je z podwójnej porcji w dużej prostokątnej blaszce. Gruszki przekroiłam na połówki wydrążając gniazda nasienne łyżką do melona, następnie ułożyłam je poziomo na surowym cieście, po upieczeniu jeszcze gorące pokroiłam na kwadraty, każdą porcję z osobna polałam sosem czekoladowym, dodałam po gałce lodów i odrobinę bitej śmietany i w takiej formie to ciasto smakuje mi najbardziej. Na każdy kwadrat ciasta powinna przypadać połówka średniej gruszki lub jedna mała gruszka ułożona pionowo. Uważam, że takie ciasto świetnie sprawdziłoby się jako deser sezonowy w fajnej kawiarni ;). Czekolada, przyprawy korzenne i gruszki- to wszystko razem daje zimową kompozycję smaków i aromatów. Serdecznie polecam wypróbować :).

 

 

Składniki:

3 duże jajka

150 g miękkiego masła

140 g cukru

2 łyżeczki przyprawy do piernika

1 łyżeczka przyprawy do szarlotki

130 g mąki

20 g gorzkiego kakao

1 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

około 8 niedużych dobrych gruszek

na sos czekoladowy:

1 tabliczka gorzkiej czekolady

1/2 szklanki śmietanki kremówki 30 %

do podania:

lody waniliowe,

bita śmietana (opcjonalnie)

 

Gruszki obrać, wydrążyć ostrym nożem od spodu gniazda nasienne (można też przekroić na połówki i wydrążyć gniada nasienne np. łyżką do melona lub pokroić gruszki na większą kostkę). Piekarnik rozgrzać do 175 stopni C.

W misce umieścić miękkie masło, dodać cukier i ucierać mikserem, aż do uzyskania puszystej masy. Dodawać po jednym jajku, po każdym dokładnie zmiksować całość.  Wymieszać mąkę, kakao, proszek do pieczenia oraz  przyprawy, następnie przesiać do masy. Wymieszać początkowo wyłączonym mikserem lub łyżką (żeby mąka nie „fruwała” po kuchni), następnie jeszcze krótko miksować całość na średnich obrotach.

Dno tortownicy (o średnicy 22-23 cm) wyłożyć papierem do pieczenia. Ciasto przełożyć do formy i wyrównać. Rozłożyć gruszki tak by na jedną porcję ciasta przypadała 1 gruszka (jeśli układamy je pionowo).

Wstawić do rozgrzanego piekarnika i piec około 40-45  minut -do suchego patyczka (czyli tak by drewniany patyczek wbity w ciasto, po wyjęciu był czysty-bez śladów surowego ciasta).

Przygotować sos czekoladowy. W rondelku podgrzać śmietankę, wyłączyć palnik. Wsypać połamaną czekoladę i odstawić na 2 minuty żeby zmiękła. Po tym czasie wymieszać całość rózgą kuchenną -powinien powstać gładki sos.

Porcje ciepłego ciasta nakładać na talerzyki, polewać hojnie sosem, podawać z lodami waniliowymi.

 

*Jeśli chcemy uzyskać nieco gęstszą polewę, którą polejemy od razu całe ciasto lepiej dodać mniej  śmietanki- około 80 ml.

 

 

 

 

 

Zobacz cały wpis >

Świąteczna panna cotta z aromatycznym sosem

25 listopada 2018


 

Zapas żurawiny w zamrażarce robię zawsze wczesną jesienią, kupuję na bielskim targu około kilograma naszej leśnej, drobnej żurawiny oraz około pół kilograma tej większej amerykańskiej o jajowatym kształcie-tyle wystarcza mi na cały sezon świąteczno-zimowy. Początkiem listopada robię także zapas przypraw- kupuję korę cynamonu, laski wanilii oraz ekstrakt, gwiazdki anyżu, kardamon, goździki przyprawy do piernika oraz koniecznie przyprawę do szarlotki.  Uwielbiam połączenie żurawiny z tymi przyprawami-w szczególności z goździkami, wanilią, cynamonem i anyżem. Dobrze komponuje się także z pomarańczami i rozmarynem. Te wszystkie smaki i aromaty to dla mnie kwintesencja przytulnej świątecznej aury. Lubię tą sezonowość produktów… Lubię czekać na ten czas cały rok <3.  Żurawiny używam przede wszystkim do ukochanego ciasta z suszonymi śliwkami i rumem, bez którego nie wyobrażam sobie świąt. Używam jej także do syropu, który dodaję do zimowego ponczu, do owoców zapiekanych pod kruszonką, ostatnio przygotowałam z niej konfiturę, która nadała świątecznego smaku mojej bezie Pavlovej, a dziś  zrobiłam sos, dzięki któremu panna cotta smakuje wyjątkowo.  Sama w sobie ma bardzo delikatny waniliowy smak, ale to właśnie sos przygotowany z żurawiny i korzennych przypraw sprawia, że deser smakuje i pachnie tak świątecznie.

 

 

Składniki na 5 porcji:

na panna cottę:

330 ml śmietany kremówki (30%)

100 ml mleka 3,2%

1 łyżeczka ekstraktu z wanilii (lub 2 łyżeczki c.wanilinowego)

2 łyżki cukru

2 płaskie łyżeczki żelatyny

na sos:

1 kora cynamonu

1 gwiazdka anyżu

5-6 goździków

łyżeczka ekstraktu waniliowego

pół łyżeczki przyprawy do szarlotki

¾ szklanki  wody

pół szklanki żurawin

2 łyżki cukru

+mrożona żurawina do dekoracji

 

 

Do rondelka wlej śmietanę, mleko oraz ekstrakt z wanilii, wsyp cukier i podgrzewając na wolnym ogniu doprowadź do wrzenia. Zdejmij garnek z palnika, wsyp żelatynę i energicznie mieszaj, aż rozpuszczą się wszystkie grudki żelatyny. Wystudzony płyn przelej do małych kokilek i  przełóż je w chłodne miejsce żeby panna cotta stężała.

W międzyczasie przygotuj sos. Do rondelka włóż korę cynamonu, goździki oraz gwiazdkę anyżu, zalej wodą i gotuj pod przykryciem około 10 minut. Po tym czasie wyciągnij z wrzątku przyprawy używając sitka (można je wysuszyć i użyć ponownie). Dodaj żurawinę, cukier, ekstrakt z wanilii oraz pół łyżeczki przyprawy do szarlotki. Gotuj do czasu kiedy żurawina popęka i sos się zagęści, przelej do słoiczka, a gdy wystygnie wstaw do lodówki.

Gotową panna cottę polej sosem i udekoruj mrożoną żurawiną.  Deser najlepiej wyjąć z lodówki na minimum 10-15 minut przed podaniem.

 

 

 

 

 

 

 

Zobacz cały wpis >

Świąteczna “Pavlova”

16 listopada 2018


 

Bardzo stęskniłam się za blogowaniem… Choć piekłam dużo w ostatnich miesiącach, to nie miałam kompletnie weny do robienia zdjęć. Tyle fajnych przepisów do polecenia, tyle pyszności, którymi chciałabym się podzielić, a zdjęcia kompletnie mi nie wychodziły jeśli już zmusiłam się do ich robienia. Ale postanowiłam wyjść ze swojej strefy komfortu, ruszyć z miejsca i choćby efekt mnie nie zadowalał nieustannie próbować. Na swoim INSTAGRAMIE przeprowadziłam ankietę z pytaniem „Czy ktoś jeszcze czeka na nowe przepisy mysweetworld.pl?”. Dostałam 100% odpowiedzi na TAK i była to dla mnie niezwykle cenna lekcja i bardzo miłe doświadczenie. Coraz częściej dostaję też od Was przemiłe wiadomości z prośbami o przepisy, każdego miesiąca mimo posuchy odwiedzacie bloga kilkadziesiąt tysięcy razy i to zawsze mnie wzrusza. Przyszedł więc czas na nowy przepis i oczywiście padło na bezę <3. Tak się złożyło, że mój robot planetarny definitywnie przestał kilka miesięcy temu działać, a przez to, że długo nie mogłam zdecydować się na wybór nowego modelu zostałam zmuszona do tego by na nowo zaprzyjaźnić się z ręcznym mikserem. Przekonałam się, że nie trzeba mieć super sprzętu aby ubić bezę czy zarobić ciasto drożdżowe, ale jednocześnie utwierdziłam się w przekonaniu, że o wiele przyjemniej jest kiedy robot sam ubija czy wyrabia masę, a ja mam wolne ręce i w tym czasie mogę ogarnąć kuchnię, załadować zmywarkę czy zaparzyć sobie kawę.

A teraz kilka słów o moim przepisie. Jest to beza typu Pavlova, czyli taka chrupiąca z zewnątrz i piankowa w środku. Świąteczny smak zapewnia konfitura, którą przygotowałam na bazie żurawiny i zimowych przypraw. Wystarczy ją wymieszać z kremem śmietankowym  i gotowe. Na wierzchu kwaśny akcent w postaci ziarenek granatu i żurawin oraz aromatyczne gałązki rozmarynu. Polecam jeśli chcecie zrobić coś wyjątkowego (choć wcale nie trudnego) na święta.

 

Składniki na  około 10 porcji:

na bezę:

5 białek

szczypta soli

250 g drobnego cukru

łyżka soku z cytryny

płaska łyżka skrobi ziemniaczanej

na krem:

500 ml śmietanki kremówki 30%

250g mascarpone

1 łyżka cukru pudru

1 łyżeczka przyprawy do szarlotki

 na konfiturę:

szklanka wody, 1 łyżeczka przyprawy do piernika, 1 czubata łyżeczka przyprawy do szarlotki, 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii

szklanka żurawin, 1 czubata łyżka cukru

2 łyżeczki skrobi ziemniaczanej

1 łyżeczka żelatyny

do dekoracji:

garść żurawin (mogą być mrożone)

ziarenka z jednego średniego granatu

gałązki rozmarynu

cukier puder do oprószenia

 

 

 

**Jeżeli masz problem z przygotowaniem piany bezowej zerknij koniecznie TUTAJ po kilka rad:)**

Przygotuj bezę. Do białek dodać szczyptę soli i ubić na sztywną pianę, następnie stopniowo dodawać cukier i ubijać tak długo, aż kryształki cukru nie będą wyczuwalne ( najlepiej sprawdzić to rozcierając między palcami odrobinę piany). Pod koniec dodać  skrobię oraz wlać sok z cytryny i miksować jeszcze przez chwilę.

Piekarnik rozgrzać do 160 stopni C. Przygotować dużą blachę z wyposażenia piekarnika i wyłożyć ją papierem do pieczenia. Nakładać obok siebie dużą łyżką porcje bezy tak by ostatecznie powstał wieniec.

Włożyć bezę do rozgrzanego piekarnika, piec w temp. 160 stopni C przez 10 minut, następnie zmniejszyć temperaturę do 120 stopni C i piec jeszcze 1 godzinę i 15 minut. Beza może delikatnie popękać. Wyłączyć i uchylić piekarnik – w ten sposób wystudzić bezę.

W międzyczasie przygotuj konfiturę żurawinową. Do garnka wlej szklankę wody, dodaj przyprawy, żurawiny i cukier, gotuj już bez przykrycia około 10 minut. Do wrzątku dodaj skrobię rozrobioną w wodzie i zagotuj energicznie mieszając, powstanie coś w rodzaju kisielu. Zdejmij z ognia, dodaj łyżeczkę żelatyny i mieszaj aż się rozpuści. Przełóż konfiturę do słoiczka, a gdy wystygnie wstaw do lodówki na kilka godzin.

Przygotuj krem. Śmietankę ubij na sztywno, na koniec na wolnych obrotach wmiksuj mascarpone, cukier puder i łyżeczkę przyprawy do szarlotki. Dodawaj partiami zimną konfiturę i wolno miksuj lub mieszaj całość łyżką niezbyt dokładnie.

Nałóż krem na bezę, udekoruj z wierzchu i oprósz cukrem pudrem. Wstaw do lodówki na minimum dwie godziny.

 

Rada: Zwróć uwagę żeby przyprawa do szarlotki miała w składzie mielone goździki, to one w głównej mierze nadają świątecznego smaku konfiturze.

 

 

 

 

 

 

* * *

 

 

Zobacz cały wpis >



 

Wszelkie prawa zastrzeżone. My Sweet World.pl